[Morenita nr 21] Kilka słów od proboszcza
Chciałbym, w kontekście tematu poruszanego dziś w rubryce Szkoła liturgiczna, podzielić się kilkoma refleksjami dotyczącymi wyboru rodziców chrzestnych dla mającego przyjąć chrzest dziecka. Odnoszę bowiem wrażenie, że nieraz nie jesteśmy do końca świadomi podstawowego sensu ich misji, redukując jej znaczenie do kontekstu czysto świeckiego. W takiej sytuacji w wyborze chrzestnych będą się więc liczyły na pierwszym miejscu więzy towarzyskie, relacje nawiązane w pracy, pokrewieństwo, czasem zamożność kandydata, wreszcie – jako koronny argument – przekonanie, że „dziecku się nie odmawia”… Przypomnienie o religijnej naturze zadań chrzestnych i o związanych z tym wymaganiach jakie Kościół im stawia może być przyjęte z pewnym zaskoczeniem i niechęcią.
Warto więc, byśmy zawsze pamiętali, że:
– Chrzestni mają być przede wszystkim wiarygodnymi świadkami Pana Jezusa. Muszą więc być ludźmi wierzącymi (ochrzczonymi, bierzmowanymi, przyjmującymi Eucharystię i korzystającymi z sakramentu pokuty), traktującymi poważnie swoją wiarę i świadomymi swego miejsca we wspólnocie Kościoła.
– Niespełnianie tych kryteriów nie oznacza, że człowiek jest w jakiś sposób „gorszy”, mniej godny czy dyskryminowany – np. z powodu trwania w niesakramentalnym związku czy swoich przekonań? Oznacza jedynie to, że nie może pełnić w Kościele misji chrzestnego czy chrzestnej, gdyż kłóciłoby się to z jej istotą.
– Chrzestnych wybierają rodzice dziecka, ale powołuje ich do tej misji Kościół (przez posługę biskupa czy proboszcza). Przez chrzest człowiek zostaje włączony do Kościoła – rodziny dzieci Bożych, a chrzestni są tymi, którzy do tej wspólnoty wprowadzają (także w duchowym sensie, troszcząc się o przekazanie wiary i pokazując – własnym przykładem – na czym polega życie chrześcijańskie).
Ostatnio, częściej niż kiedyś, rodzice dziecka stają wobec trudności z wyborem odpowiedniej osoby na chrzestnego czy chrzestną. „Nie mamy w kręgu naszej rodziny czy przyjaciół, kogoś, kto spełnia te warunki” ? słyszę nieraz w parafialnej kancelarii. To smutna konstatacja. Oznaczająca być może, że kurczy się w naszym, katolickim ponoć, społeczeństwie grupa osób starających się na serio żyć zgodnie z zasadami swej wiary… Warto w takich sytuacjach pamiętać (choć marna to pociecha), że wystarczy mieć przynajmniej jedną taką osobę. Do chrztu potrzeba bowiem jednego chrzestnego lub jednej chrzestnej (choć oczywiście najlepiej, gdy jest ich dwoje).